Recenzje książek - Grupa Literacka Neon

Recenzje książek
Grupa Literacka Neon

sobota, 3 listopada 2012

Nowe numery miesięcznika Neon

W ostatnim czasie, o czym tutaj nie wspomnieliśmy, wyszły kolejne numery naszego miesięcznika. Zachęcamy do czytania oraz krytyki.

Numery, które ukazały się w ostatnim czasie:

Wrzesień 2012
Aby przeczytać numer online [kliknij tutaj]

Maj/Czerwiec 2012
Aby przeczytać numer online [kliknij tutaj]

Kwiecień 2012
Aby przeczytać numer online [kliknij tutaj]


piątek, 31 sierpnia 2012

Julio Cortázar "Gra w klasy"


To było coś, co mną wstrząsnęło. Rzecz absolutnie fantastyczna i jedyna w swoim rodzaju. 
Kiedyś wypożyczyłem ją, ponieważ zaciekawił mnie tytuł (dosyć często tak robię) "Gra w klasy" i autor, o którym wtedy jeszcze nic nie wiedziałem: Julio Cortázar. 
Swoją podróż rozpocząłem już dobrych kilka lat temu, kiedy pewnego wieczoru otworzyłem wrota do innego świata.
"Czy udałoby mi się spotkać Magę?" Początkowe zdanie w formie pytania pozbawionego fajerwerków, a jednak przyciąga, mami, oszałamia. 
Historia, jakich wiele, wydawać by się mogło. Ona - Urugwajka i on - Argentyńczyk. Spotykają się w Paryżu i...
Dalej kroczą przez życie, spotykając innych 'poławiaczy chmur'. Należą do artystycznej cyganerii, sami nie będąc (poza Etiennem) artystami. 
Wędrują przez miasto, prowadząc filozoficzne dysputy.
Ale to nie jest podróż jednokierunkowa. Oni również wędrują, w płaszczyźnie metafizycznej, pragnąc każde na swój sposób, zrozumieć otaczający ich Wszechświat. Nie przyjmują łatwych rozwiązań i są buntownikami odrzucającymi drobnomieszczańskie ideały. Tak, było już kilka takich książek o cyganerii.
Ta jednak jest inna. Bo w ich życia wplecione zostają nagle odautorskie rozważania na różne  tematy pozornie niemające się nijak do akcji powieściowej. To właśnie dzięki nim książka ta staje się jedyna i niepowtarzalna. 
Trywialnym i banalnym jest czytanie książki od początku do końca - od pierwszej do ostatniej strony, prawda?
Zatem autor przełamuje ową trywialność, pozostawiając czytelnikowi swobodę w czytaniu (można zacząć ją czytać od dowolnego rozdziału, od końca itd., a można i klasycznie) i możliwość współtworzenia jej i układania sensów.
Czytelnik nie jest zatem biernym obserwatorem, ale czynnym uczestnikiem zdarzeń.
Ona jest we mnie. Niepokoi, zdumiewa i wciąż każe szukać sensu. 
Zatem nie pozostaje mi nic innego jak polecenie jej Państwu. Przed czytaniem proszę zaopatrzyć się w dobry spadochron, by upadek nie był zbyt bolesny. 
Do czytania wystarczy też kawa i tradycyjny papieros gauloise.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Autor recenzji: Piotr Charchuta

Krwawa Grafka, córka Draculi, najsłynniejsza seryjna morderczyni. Tytułów dla Elżbiety Batory jest wiele. Wiele też jest legend z nią związanych.
Kim była owa węgierska hrabina siostrzenica naszego dobrego króla Stefana Batorego, opisuje Jozo Niznasky w swojej książce Pani na Czachticach.
Tytuł ten zainteresował mnie ze względu na prawdziwą historię Grafki. Autor bazował na zeznaniach świadków i innych dokumentach, aby odtworzyć to, co stało się z Elżbietą.
Sama fabuła skupia się na losach zbójników i ich sprzymierzeńców w walce z Elżbietą Batorówną. Zawiłe wątki – miłosny i obyczajowy – stanowią świetne tło dla mrocznej historii hrabiny.
Czytając tę książkę, utwierdziłem się w przekonaniu, że Elżbieta była postacią tragiczną, co doskonale przedstawił autor. Elżbieta chorowała na schizofrenię, co nie było traktowane w tamtych czasach jako choroba.
Krwawa hrabina potrafiła w ułamku sekundy zmienić się nie do poznania. Kobieta ta była ogarnięta chęcią zdobycia wiecznej młodości, dlatego też kąpała się w dziewiczej krwi.
Kres działań Pani z czachtickiego zamku zakończył się w 1610 roku.
Plotki mówią o tym, że ponoć zamurowano ją żywcem, ale jeśli chcecie dowiedzieć się, jak naprawdę skończyła Elżbieta Batorówna, przeczytajcie Panią na Czachticach.

środa, 28 marca 2012

Miesięcznik Neon marzec 2012 - sprawdź!

W naszym miesięczniku znajdziecie poezję, prozę, ale i artykuły członków grupy. Na początku udowadniamy, że pozory rzeczywiście mylą, później przechodzimy do relacji damsko-męskich. Pojawi się też wzmianka o "oknie życia", gdzie oddaje się niechciane niemowlęta. W numerze pojawia się też spora dawka poezji, a zaraz po niej dwa artykuły: jeden o rodzajach modlitwy, drugi o poprawności językowej. Na końcu przypominamy postać Agnieszki Osieckiej.

Aby przeczytać numer online [kliknij tutaj]

sobota, 24 marca 2012

Waris Dire - Córka nomadów


Czasem tak sobie myślę, czy my - ludzie - rzeczywiście jesteśmy tak głupi? Z przeczytanej ostatnio książki Waris Dirie "Córka nomadów" wynika, że tak.

To historia Somalijki, która ucieka z ogarniętego chaosem kraju, by znaleźć azyl i bezpieczeństwo w Stanach Zjednoczonych.
Bohaterka i zarazem współautorka książki (razem z Jeanne D'Haem) jest nomadką, podobnie jak jej rodzice, dziadkowie itd.
Cieniem na jej egzystencji kładzie się religia - jak w każdym przypadku. Islam - rozumiany tam inaczej niż w Maroku czy Tunezji prowadzi do okaleczania kobiet - do ich obrzezania oraz do traktowania kobiet w sposób przedmiotowy - tam kobieta nie decyduje o swoim życiu, nie może wyjść za mąż za tego, kogo chce, tylko za tego, którego podsunie jej ojciec albo oboje rodzice. Mamy więc tutaj unieszczęśliwianie już na początku drogi ku dorosłości. Ale czy dorosła może być dwunastoletnia dziewczynka? (sic!)

Wiele passusów tej książki ukazuje bardzo trudne życie nomadów. Jednak ich zwyczaje nie mogą znaleźć mojej akceptacji, bo nie akceptuję okaleczania kogokolwiek w jakikolwiek sposób bez względu na motywację czy wierzenia.
Warto przenieść się do tego świata.
Ale czy da się go zrozumieć i zaakceptować?

Najcięższym przeżyciem było dla mnie spotkanie z wychudzoną kobietą, która z dzieckiem uwiązanym do pleców pojawiła się nagle nie wiadomo skąd. Zaczynało się już ściemniać, a od kilku godzin nie przejeżdżaliśmy przez żadną wioskę. Kobieta machała do nas, prosząc o podwiezienie, bo z jednego sandała pozostała jej tylko przednia część. Stopy miała poranione i krwawiące, a skórę na nich popękaną i zgrubiałą jak u wielbłąda.
(...)
- Proszę, zabierzmy ją! - błagałam. - Przecież mamy dużo miejsca, mogłaby usiąść obok mnie z tyłu!
- Też masz się czym przejmować. - Abdillahi strzepnął niedbale ręką, mijając kobietę jak powietrze. - Po co mielibyśmy ją zabierać? Przecież to kobieta, przywykła chodzić piechotą. 

Autor: Tomasz Dziamałek

środa, 21 marca 2012

Wykład Andrzeja Zybertowicza w Bydgoszczy

Wystąpienie pana Andrzeja Zybertowicza przyciągnęło tłumy studentów. Aula Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy wypełniona była po brzegi. Promowano tym samym książkę "Pociąg do Polski, Polska do pociągu".

- Kto z was chciałby rządzić Polską - zapytał pan Andrzej Zybertowicz na początku. - Trochę mnie państwo miło zaskoczyli - zareagował, widząc kilkanaście rąk zgłaszających się. - Przeważnie, gdy o to pytam, widownia milczy.

Wykład nosił nazwę "Polityka za kulis" i przede wszystkim skupiał się na działaniu Służb Bezpieczeństwa oraz wszelkich Tajnych Służb. Zwracał uwagę na problem nadmiernych ilości kompetencji oraz nieuporządkowanie TS.

W czasie wykładu wymienione zostały też cechy, jakie powinna mieć osoba, pragnąca sprawować władze. - Jeśli ktoś z państwa, którzy się zgłaszali, ich nie ma, lepiej niech poprzestanie na studiowaniu książek w bibliotekach - radził pan Andrzej Zybertowicz.

piątek, 9 marca 2012

Miesięcznik Neon - różowy luty 2012

Zaczął się marzec a wraz z nim wzmożone prace nad kolejnym numerem naszego miesięcznika. W przerwie między czytaniem kolejnych książek, można sprawdzić, co przygotowaliśmy dla Was jeszcze w lutym. Jest nadzieja, że coś wam się spodoba.

Aby przeczytać numer online [kliknij tutaj]

wtorek, 6 marca 2012

Waldemar Łysiak - Flet z Mandragory



O tym pisarzu dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, czytając Ziemkiewicza i postanowiłem, że chociaż w niewielkim stopniu zapoznam się z jego twórczością. Pierwszą powieścią tego autora, jaką dane mi było przeczytać, była powieść Flet z mandragory, książka z końca lat siedemdziesiątych opisujących sytuację człowieka, który z własnej woli, ale jakby od niechcenia stał się narzędziem w ręku zła – szefem policji w państwie, które w tej książce nawet nie ma nazwy. Kiedy ów człowiek rozumie, że czyni zło, skazując na tortury niekoniecznie winnych ludzi lub takich, na jakich padł tylko cień podejrzenia, postanawia zmienić sytuację państwa i swoją przy okazji.
Tytułowy flet z mandragory jest narzędziem – łącznikiem pomiędzy światem tu a rzeczywistością tam, pomiędzy snem i jawą.
Wielkim atutem tej książki jest to, że zaciekawia już od pierwszego zdania, które brzmi:
W wielu ludziach krąży po cichu robak szaleństwa. W ogóle pierwsze zdanie powieści ma, moim zdaniem, niebagatelne znaczenie, gdyż według słów Márqueza determinuje długość całej książki.
Powieść Łysiaka pochłonąłem w dwa dni. Niewiele mnie obchodziło przy czytaniu jej. Uwierzyłem w świat wykreowany przez pisarza, dałem mu się porwać i byłem jakby cząstką dziejącej się akcji – cząstką nieuchwytną i niemającą wpływu na bieg zdarzeń, widzącą jednak z pewnego dystansu losy bohaterów, ich problemy, rozterki moralne, ale też drobne radości. Nasza nadęta czasami pycha i wielkość. Tymczasem:
-Ta cywilizacja, którą stworzyliśmy, jest dowodem przewagi nagiej materii nad duchem, ot co! Jesteśmy jak ryby zamknięte w słoiku, dla których słoik to wszechświat, albo jak ostrygi – zachwycamy się perłami, które produkujemy, zapominając, że tylko to jedno potrafimy produkować. Dokonaliśmy w technice wynalazków, które zdumiałyby Leonarda i uczyniły go naszym uczniem, ale w świecie pozazmysłowym cóżeśmy odkryli? Własną bezradność i głupotę pod tysiącem postaci. Coraz głębiej uciekamy w cywilizowany racjonalizm, który jest ślepym korytem!...
Jak to wszystko się skończy? Czy bohater się zmieni? Co zrozumie ze swojego życia? Aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba sięgnąć po tę książkę. Polecam.

Autor: Tomasz Dziamałek

niedziela, 5 lutego 2012

R. A. Ziemkiewicz - „Michnikowszczyzna. Zapis choroby.”

Dwa dni wyjęte z życia, ale było warto. Po „Polactwie” kolejna pozycja publicysty „Uważam Rze” i „Rzeczpospolitej” demaskująca i pokazująca, jak chory był polski system polityczny mniej więcej do afery Rywina. Centralną postacią książki jest Adam Michnik vel Aaron Szechter, który był dysydentem, więźniem komunistycznych więzień, a do niedawna jeszcze naczelnym guru i autorytetem moralnym oczadziałej z zachwytu półinteligencji. Wszystko, co rzekł ów mędrzec z wyżyn swej nieskazitelnej moralności, było święte, a gdy ktoś sądził inaczej, to był kimś, „komu nie podaje się ręki”. Dziś wpływy jego pokrętnej logiki, nazywania czarnego białym, a komunistycznych zbrodniarzy ludźmi honoru, są coraz mniejsze.
Wydaje mi się, że twierdzenia michnikowszczyzny, że rozliczenia z komuchami przyczynią się do wybuchu jakiejś wojny domowej, odrodzenia się „endeckiego ciemnogrodu” są dziś co najmniej śmieszne. Kiedyś jednak większość czytelników „Jedynej Słusznej Gazety” łykała te brednie niczym małpa kit. Dlaczego to było możliwe? Dlaczego nikt nie zwracał uwagi na sprzeczności tkwiące w Michnikowej argumentacji? No właśnie! Odpowiedź na to pytanie znajduje się w książce, którą wszystkim tutaj pragnę szczerze polecić. Na koniec tradycyjnie już fragment z recenzowanej książki, w którym Ziemkiewicz pisze o Michniku:

„Bez wątpienia, miał on ogromny kapitał – kapitał swej popularności i zaufania, kapitał zasług dla Polski, kapitał podziwu, jaki budził. Wielki kapitał, porównywalny może jedynie z Wałęsą i Kuroniem. (...)
Adam Michnik swój kapitał zainwestował w rehabilitowanie komunizmu, w Jaruzelskiego, Kiszczaka, Kwaśniewskiego, Cimoszewicza, w zakłamywanie pojęć, w nazywanie draństwa odpowiedzialnością, a podłości szlachetnym kompromisem. (...)
Adam Michnik przez kilkanaście lat uparcie inwestował w złe przedsięwzięcia, i w końcu wszystko przeputał. Stracił zasługi, zaufanie, dobre imię, i na końcu – twarz.
Zbankrutował. Po prostu.
I tyle.”

niedziela, 15 stycznia 2012

Davies Norman - Orzeł biały, czerwona gwiazda


Czasami spada się z piedestału. Łatwo można to uczynić – wbrew pozorom. Tak było w przypadku książki Normana Daviesa „Orzeł biały. Czerwona gwiazda. Wojna polsko-bolszewicka 1919-1921”. Autor to znany na Zachodzie i u nas historyk, który interesuje się historią Polski. Ma nawet na koncie książkę na ten temat - „Boże igrzysko”. Do tej pory uważałem go za profesjonalistę, ale to, co pisze pod koniec „Orła białego...” jest po prostu dyskwalifikujące go jako historyka. Czy przekreśla cały jego dorobek? To byłoby zbyt odważne stwierdzenie; dyskwalifikuje jednak tę książkę, napisaną w końcu nieźle, językiem barwnym, żywym i ciekawym (zasługa tłumacza Andrzeja Pawelca); stwierdzenie, że polska kawaleria szarżowała na niemieckie czołgi podczas drugiej wojny światowej.

„Wszelkie wątpliwości, które należało wyciągnąć z międzywojennej debaty o roli kawalerii, zostały szybko rozwiane we wrześniu 1939 roku, kiedy to nad granicą pruską polscy ułani szarżowali na czołgi Guderiana w dokładnie taki sam bohaterski sposób, w jaki dziewiętnaście lat wcześniej atakowali Konarmię w bitwie pod Komarowem. Tym razem jednak z fatalnym skutkiem.”

Zadaniem historyka jest dokładnie zbadać źródło informacji. Davies tego nie zrobił i spadł z piedestału, wierząc komunistyczno-nazistowskiej propagandzie i uważając tym samym moich rodaków za idiotów. Nie usprawiedliwia go również fakt, że pisał tę książkę w latach siedemdziesiątych, kiedy w Polsce, ze zrozumiałych względów, był to temat tabu; skoro wznowienie było w 2006 roku, co mogłoby przyczynić się przecież do obalenia tego idiotycznego mitu. Davies jednak tego nie zrobił, uważając, że

„Po trzecie wojna doprowadziła do wytyczenia granic zarówno II Rzeczypospolitej, jak i ZSRR, a zatem przyczyniła się do ukształtowania porządku międzynarodowego, który miał trwać do 1939 roku. W każdej z tych kwestii narracja jest jasna i jednoznaczna. Nie mam wątpliwości, że książka zasługuje na ponowne wydanie dokładnie w tej postaci, w jakiej powstała przed tyloma już laty.”

Ja takich rzeczy nie wybaczam. Nie jestem zawodowym historykiem, więc nie wiem, czy w tej książce nie ma jeszcze innych 'baboli'. To zadanie dla historyków. Zmierzyć się z tą książką. Swoją drogą, jak silnie działa na nas propaganda. Jak widać, nawet zawodowi historycy jej ulegają.
Davies zachował się naiwnie. Uwierzył w coś, w co uwierzyć niepodobna. Przypomina mi to sytuację, kiedy, podczas wykwintnej kolacji w świetnym towarzystwie, ktoś nagle puścił bąka. To, że kolacja była świetna, nie będzie miało znaczenia – zapamięta się raczej ten niefortunny zapaszek unoszący się w powietrzu. Dlatego musimy piętnować głupotę zachodnich historyków, by podobne brednie nie miały już racji bytu.

Autor: Tomasz Dziamałek

sobota, 7 stycznia 2012

Lampoon Harvard - Zmrok

Zmrok autorstwa Harvarda Lampoon’a to znakomita parodia pierwszego tomu bestselerowej sagi Zmierzch Stephanie Mayer. Historia opowiada o losach dziewczyny imieniem Belle Goose, która pragnie zaznać romantycznej miłości z nieśmiertelnym, zabójczo przystojnym wampirem.

W nowej szkole poznaje niejakiego Edwarta ( imię brzmi komicznie wiem), który spełnia jej wszystkie wymagania. Jednak chłopak ma pewien feler. Nie jest wampirem.

Książkę pochłonąłem w jeden wieczór i płakałem ze śmiechu. Główna bohaterka jest typowym pustakiem, który widzi tylko to, co chce widzieć. Czasami jej inteligencja doprowadzała do tego, że spadałem z krzesła.

Historia zawiera w sobie wiele gagów z typowych głupich orających mózg komedii. Chociażby scena walki głównej bohaterki z wampirem na cmentarzu, kiedy w pewnym momencie wpadają na pogrzeb i są opieprzani przez żałobników, poczym przepraszają i wracają do walki.

Edwart jest zupełnym przeciwieństwem Edwarda ze Zmierzchu. Chłopak zażywa leki, bez których panicznie boi się wszystkiego co go otacza. Nie jest romantykiem, ale technologicznym geniuszem i podobnie jak oryginał jest uzdolniony muzycznie z tym, że Edwart jest wirtuozem trójkąta.

Ta przepełniona komizmem historia jest godna polecenia zarówno fanom sagi Zmierzch, jak i tym, którzy jej wręcz nienawidzą. Jeśli ktoś chce odpocząć po ciężkim tygodniu i pośmiać się z niewiarygodnie głupich rzeczy niech przeczyta Zmrok.

Autor: Piotr Charchuta